Fani Pogody

Pogoda w Polsce i na Świecie. Prognoza pogody codzienna i długoterminowa

W pogoni za burzami 29 lipca 2018


Ostatni okres w pogodzie nie rozpieszczał naszego burzowego hobby. Burze na Lubelszczyźnie owszem, występowały, jednak nie były to burze wieczorne lub nocne, pozwalające nam na wypad za miasta z aparatem w ręku.

I nastał dzień wczorajszy. 29 lipca. Ostatni dzień urlopu. Polscy Łowcy Burz wydali 2 stopień zagrożenia silnymi burzami dla wschodniej Polski. Wiedzieliśmy, że jest to prognoza przeszacowana, a najsilniejsze burze wystąpią w pasie Polski centralnej. Od rana wiedzieliśmy, że popołudnie przeznaczymy na burzowe łowy. Wahaliśmy się tylko, czy jechać do sąsiednich województw, czy zostać jednak w lubelskim.

Około godziny 16 zebraliśmy się na wylocie z Lublina w stronę Lubartowa. Obserwując niebo widać było, że na Lubelszczyźnie brakuje warunków wspomagających konwekcję. Chmury pięły się ku górze, jednak przy sporych niedosytach wilgoci w wyższych partiach troposfery, a także brak przepływu i procesów kinematycznych komórki żyły bardzo krótko całkowicie rozmywając się po kilkunastu minutach. Czuliśmy jednak w kościach, że czeka nas ciekawy wieczór i pierwsza część nocy.

Szybka decyzja. Zostajemy w lubelskim. Udaliśmy się na naszą ulubioną miejscówkę z pięknym widokiem na zachód, południe i południowy wschód. Po dotarciu na miejsce okazało się, że na południowy zachód i zachód od nas formują się pięknie wypiętrzone Cumulusy. Poniżej zdjęcie tych chmur w pierwszym stadium rozwoju.

Chmury te, bardzo szybko przekształciły się w Cumulonimbusy i mimo słabych warunków szybko zaczęły łączyć się w strukturę multikomórkową. Jak się okazało, była to burza, która wyrządziła bardzo duże szkody wiatrowe i deszczowe w okolicach Opola Lubelskiego, Poniatowej, a w kolejnych godzinach już jako mocno zorganizowana multikomórka również w okolicach Wisły na wysokości Puław i Dęblina. Uznając (na tym etapie wieczoru), że te burze są dla nas nieosiągalne obiektywem. Obróciliśmy się zatem na pięcie, by obserwować bardzo fotogeniczny rozwój dwóch chmur Cb na wschód i południowy wschód od Lublina. Jedną z chmur uwieczniliśmy nawet na filmie w technologii poklatkowej (za słabą jakość przepraszamy, postaramy się podmienić film na wyższą jakość)

https://www.youtube.com/watch?v=SSI4pEbQUWI

Komórki na wschód od miasta w dalszym ciągu miały bardzo duży problem z żywotnością, więc naszym głównym celem na wieczór stały się burze szalejące na pograniczu Lubelszczyzny i Mazowsza. Bez namysłów wskoczyliśmy w auta i obwodnicą pognaliśmy w stronę Kurowa. Z każdym kilometrem widzieliśmy z jak aktywną elektrycznie burzą mamy do czynienia. Zachodni horyzont dosłownie migał jak stroboskop w klubie techno.

A dużej aktywności tej struktury burzowej niech świadczy powyższy skan z detektora wyładowań Bliztzortung.org. Problemem dla nas, jako fotografów było podjechanie do burzy na tyle blisko by fotografować pioruny, lecz na tyle bezpiecznie, by nie wjechać w strefę nawalnego opadu (i przede wszystkim uderzeń piorunów doziemnych). Okazuje się, że przy tak dynamicznych strukturach, gdy nowe chmury Cb dosłownie wybuchają wokół burzy, jest to zadanie bardzo trudne.

Jeszcze trudniej jest w warunkach burzowych, w nocy, w obcym mieście znaleźć dogodne miejsce z widokiem w konkretnym kierunku. Podążając w stronę burzy wylądowaliśmy w Puławach. W Puławach na niebie panowała prawdziwa dyskoteka. Niebo rozświetlane było z każdej strony, a my jechaliśmy wciąż dalej i dalej szukając dogodnej miejscówki. Popełniliśmy jeden błąd. Nie uwzględniliśmy rzeki Wisły i jak się okazało, w pewnym momencie wylądowaliśmy na wale powodziowym królowej polskich rzek. Wyobrażacie sobie? Dwóch gości stoi na wale przeciwpowodziowym. Wokół krzaki, przed nami Wisła, a pioruny walą w Ziemię z każdej strony Świata.

Mimo, że w tym miejscu nie padał deszcz, nie odważyliśmy się wyjąć sprzętu i rozpocząć fotografii. Co kilkanaście sekund, gdzieś w pobliżu padało wyładowanie doziemne. Błysk i huk. Szczerze? Pięć minut w tym miejscu dostarczył mi więcej adrenaliny niż setki filmów akcji do spółki z najlepszymi horrorami i rollercoasterem na dokładkę. Podjęliśmy decyzję u ewakuacji, tym bardziej, że dojazd na tą miejscówkę był naprawdę ciężki. Istniało spore ryzyko, że gdy nawiedzi nas nawalny opad deszczu to najzwyczajniej w świecie nie zdołamy wrócić do cywilizacji przez kilka godzin.

W drodze na wał wiślany mijaliśmy miejsce między domkami jednorodzinnymi, które wydawało się (z braku laku) nadającym. Wróciliśmy tam, wyjęliśmy sprzęt i … zaczęła się ulewa. Niestety, tak to często bywa z burzami multikomórkowymi. Jest naprawdę ciężko robić im zdjęcia. Nawalne opady deszczu, rozbudowane kowadło burzowe. Pioruny padające na bardzo dużym obszarze. To wszystko nie pomaga, a nawet grozi uszczerbkiem na zdrowiu.

Postanowiliśmy wrócić w okolice Kurowa. Tuż za Puławami w stronę Końskowoli dopadła nas kolejna komórka. Deszcz był tak potężny, że kierowcy zjeżdżali na pobocza (my oczywiście brnęliśmy dalej, by jak najszybciej opuścić strefę opadu). Udało się wyjechać z deszczu między Kurowem, a Końskowolą. Pioruny nadal trzaskały dosłownie z każdej strony (prócz wschodu). Arek próbował robić zdjęcia z samochodu, ja rozpocząłem dla Was relację na żywo, byście choć trochę mogli przeżyć to co przeżyliśmy my tego pięknego wieczoru. Poniżej zapis relacji:

https://www.facebook.com/fanipogody/videos/2099806073592372/

Coś pięknego. Nad Puławami trwała na niebie istna dyskoteka. Co kilkanaście minut bliżej nas dobudowywała się kolejna komórka burzowa strasząc nas bliskimi wyładowaniami doziemnymi. Warto pamiętać w takich chwilach o odrobinie zdrowego rozsądku. Staraliśmy się go zachowywać, choć oczywiście zdajemy sobie sprawę, że nasze spacery pomiędzy samochodami w szczerym polu również mogły skończyć się dla nas nie najlepiej. Całe szczęście wszystko skończyło się dobrze.

W kolejnych minutach postanowiliśmy wrócić do Lublina i poczekać na rozwój wypadków na wschodzie Lubelszczyzny. Z Ukrainy do Polski wchodziła kolejna porcja burz. Przez kilkanaście minut podziwialiśmy piękne odległe wyładowania z burzy nad Włodawą, lecz podjęliśmy decyzję, że szanse na jej dojście w nasze okolice są nikłe. Tym bardziej, że pozostałe komórki ze wschodu wyraźnie traciły swą moc. Udaliśmy się na wypoczynek, jednak był to zdecydowanie wspaniały wypad. Nie pamiętam bym tak długo przebywał w otwartej przestrzeni w oddziaływaniu tak silnej jak ta wczorajsza burzy. Świetny wieczór. Oby nie ostatni w tym sezonie.