Wał wyżowy, który utworzył się nad Europą Centralną nie odpuszcza, choć z każdą dobą słabnie i zostaje spychany na południe Europy. Od zachodu i północy coraz śmielej poczynają sobie niże znad Atlantyku. Dziś to właśnie układ frontów związanych z niżem z zachodu Europy (centrum niżu na zachód od Wysp Brytyjskich) ukształtuje pogodę w wielu regionach Europy (w tym Polsce).
Układ frontów niejako ześliźnie się po krawędzi wyżu przechodząc z północnego-zachodu na południowy-wschód przez Niemcy, Polskę, Ukrainę. Kolejny front atmosferyczny zbliży się w Sylwestra do Półwyspu Iberyjskiego i Francji. Nie przyniesie on jednak opadów na kontynencie. Cały czas z bardzo silnym wiatrem zmagają się mieszkańcy Wysp Brytyjskich.
Nie inaczej będzie i w dniu dzisiejszym. Bliskość ośrodka niskiego ciśnienia, duży gradient baryczny. Wszystko to przyczyni się, że w podczas dzisiejszego dnia wiatr ponownie będzie się wzmagał na Wyspach, a uderzenie wichury nastąpi w dniu jutrzejszym. Silny wiatr wiał podczas ubiegłej nocy między innymi nad Polską, ale podczas dzisiejszego dnia ta strefa wiatru zdecydowanie straci na sile.
Wróćmy do opadów. W tym momencie zdecydowanie najsilniejsza strefa opadów przechodzi nad Polską północną. Deszcz ze śniegiem pada również za naszą południową granicą. W Skandynawii notujemy opady śniegu. Pozostała część Europy na ten moment wolna od opadów ciągłych.
Opady konwekcyjne zaś ciągle występują na Morzu Śródziemnych. Wychłodzone powietrze z północy Europy zderza się w regionie z ciepłym powietrzem ogrzanym nad wodami Morza Śródziemnego i dochodzi tu do masowego rozwoju chmur konwekcyjnych. Burze występują i będą występowały w regionach centralnych i wschodnich basenu Morza Środziemnego.
To będzie umiarkowanie ciepły dzień w Europie. Tylko w Skandynawii delikatny mróz. W pozostałem części Europy temperatury dodatnie. Od 4-6 stopni na wschodzie kontynentu (najcieplej, około 6 na Bałkanach). Południe Europy to 12-15 stopni. Ciepło w pasie od Wysp Brytyjskich przez Francję po Niemcy. Tutaj temperatura w okolicach 10 kresek powyżej zera.
Niestety dla Polaków, nasz kraj będzie dziś w czołówce jeśli chodzi o brzydką i deszczową aurę. Pogoda, pomimo pięknego poranka na południu nie będzie dziś sprzyjać sylwestrowym szaleństwom pod gołym niebem.
Fan pogody praktycznie od zawsze. Pogoda i prognozowanie pogody jest jego pasją. Dodatkowo kocha burze. Gdy burza nadciąga, bierze aparat w dłoń i goni za burzą. Na portalu zajmuje się wpisami w kategoriach groźnych zjawisk pogodowych, dniowych prognoz pogody oraz pisze o pogodzie na Świecie
Deszcz to za duże słowo. Nawet deszczyk było w tym przypadku wyolbrzymieniem. Po prostu kropiło. Na tyle gęsto, by było to zauważalne. Jednocześnie na tyle rzadko, by nie przeszkadzało to w postawieniu ogromnego kartonu z fajerwerkami na odsłoniętym tarasie. Cieszyli się z jego zakupu. Wydali niecałe trzysta złotych na tą pionową katiuszę. Żadnych petard dodatkowo, żadnych ogni rzymskich czy zimnych. Tylko ten karton.
-Nie zamoczy się? – spytała z troską w głosie.
-Trochę. Ale rakiety są obudowane. Polecą wysoko wszystkie. – odpowiedział, jeszcze mocniej tuląc narzeczoną do siebie.
Czuł zapach jej szamponu. Czuł szczęście. Czuł wiatr, ale na tyle lekki, by nie szumieć. W przeciwieństwie do tego, co działo się w ich głowach. Tam szumiało już dość mocno. Światło w mieszkaniu mieli wyłączone. Nie chcieli psuć magii ciemności na zewnątrz. Gdzie oświetlenie ulic także było wyłączone, a światła w oknach sąsiednich domów zdawały się migotać lekko. Świeczki, tealighty, jakieś awangardowe trendy widocznie, za którymi niespecjalnie gonili. Żadnego Zakopanego, Chorzowa czy Warszawy. Żadnych sylwestrów ze szklanego ekranu. Tylko ten tutaj. Na tarasie. Pod zachmurzonym i na swój sposób płaczącym niebem.
Do północy pozostawało jeszcze chyba kilka minut. Nie chciał co chwilę spoglądać na zegarek. Niebo rozświetlały już kolorowe fajerwerki, czasem co dłuższą, czasem co krótszą chwilę. Ale zdecydowanie częściej, niż gdy położył karton na tarasie i przytulił swoją ukochaną. Ile minut minęło od tego czasu? Nie potrafił zliczyć. Dla niego w tym momencie liczyła się tylko ona.
-Nie jest ci zimno? – zapytał?
Gdzieś blisko ktoś musiał puścić w niebo rakietę, bo noc nad nimi nagle rozbłysła na różowo, iskrząc się milionem światełek.
-Przy tobie nigdy.. – usłyszał odpowiedź.
Przytaknął niezauważalnie głową. Czuł się odpowiedzialny za swoją drugą połówkę. Za ich wspólne szczęście, za ich wspólne życie. Tym razem turkusowa kula z iskierek zaświeciła na tle deszczowych chmur. I niezliczonej ilości innych kolorowych wybuchów gdzieś dalej.
Nie chciał zwlekać dłużej z odpaleniem swojej katiuszy. Puścił dziewczynę, wyciągnął z kieszeni zapalniczkę, podpalił lont wyrzutni, cofnął się i razem ze swoim szczęściem wyczekiwał pokazu kosztującego dziesiątą część jego wypłaty.
-Wszystkiego najlepszego, skarbie, w nowym roku. – powiedział jej do ucha, niemal szeptem.
-Wszystkiego najlepszego, kochanie. Dziękuję za wszystko. – odwzajemniła życzenia.
Ich usta złączyły się w jedno istnienie, jakby było to ich celem, odkąd każde z nich zrozumiało, co to znaczy kochać i być kochanym. Odkąd każde z nich właściwie interpretowało refren jednej z piosenek Edyty Górniak czy Roberta Milesa. Jeszcze zanim się poznali, tej pierwszej słuchała ona, a tego drugiego on. Odkąd stworzyli parę, oboje wspólnie słuchali, zgadzali się z tym i świadczyli zarazem o tym, co poprzedzają słowa „after all is said and done”.
Spojrzeli równocześnie w stronę kartonika, gdy pierwsza rakieta ze świstem poszybowała w górę. Po chwili z hukiem rozrzuciła miliony nie tyle żółtych, co złotych iskierek w ogromnej błyszczącej kuli. Dużo większej, niż wszystkie, jakie widzieli dotychczas. Pieniądze nie poszły na marne. Zaczynało mocniej padać. Ale to nie stanowiło żadnej przeszkody w świętowaniu nadejścia nowego roku. Druga rakieta po opuszczeniu katiuszy skierowała się, na przekór pogodzie, wysoko do nieba. Gdzie równie spektakularnie obdarowała ciemność przepięknym odcieniem zieleni.
-Zobacz! – prawie krzyknął.
-Ślicznie! – potwierdziła jego zachwyt.
Rzymskie ognie w dali, ze skromnym pióropuszem blasków, wtórujące rakietom będącym bogatszymi w ekspresję zlewały się w jedną całość. Niebo mieniło się feerią barw. Trzecia rakieta dała niebiański błękit iskier przy ponadprzeciętnym odgłosie wybuchu.
-Tak miało być? – nie kryła zdziwienia.
Nie usłyszał jej pytania. Wsłuchany w odgłosy nieba. Wpatrzony w nie. Trzy stówy za fajerwerki. Ale wszystkie takie same. Ilość prochu służącego za napęd w każdej z rakiet chyba taka sama. Więc pułap taki sam. Pułap nieistotny. To było jakby z tyłu gdzieś, daleko.
-Misiek! Tak miało być? – powtórzyła.
Wielkość eksplozji też raczej ustalona na taką samą w każdej rakiecie. Więc to nie nasza. Czyjaś. Ale rakiety nie dają aż tak głośnej eksplozji. Takiej… nie potrafił opisać… dudniącej. Nawet największe petardy nie robią…
Poczuł, że chwyciła go za rękę.
-Co, skarbie? – powrócił do rzeczywistości i spojrzawszy na ukochaną, odezwał się.
-To miało być takie głośne? – trzeci raz spytała, głosem lekko już poddenerwowanym.
Siódma chyba rakieta wystrzeliła z ich katiuszy. Po trzeciej, tej najgłośniejszej, przestał je liczyć. Siódma pomalowała skrawek nieba w jakiś magiczny odcień między różowym, a fioletowym.
-Co? Rakieta? Nie. Żadne rakiety i petardy nie dają takiego odgłosu przy wybuchu. Skarbie, coś jest…
Odgłos potężnej eksplozji przebił się przez dużo cichsze huki fajerwerków. Wzdrygnęli się oboje. Taras jakby delikatnie zatrząsł się, albo tak im się tylko zdawało.
-Boję się. – powiedziała łamiącym się głosem, chwytając jego dłonie i kurczowo ściskając.
Nigdy nie słyszał jej tak właśnie mówiącej. Takim tonem. Takie słowa wypowiadającej. Sam nie wiedział co się dzieje. Choć gdzieś z tyłu głowy wiła mu się myśl, której nie potrafił odgonić.
-Idziemy do środka! – powiedział w sposób, który zamiast uspokoić, jeszcze bardziej zaniepokoił jego ukochaną.
-Co się dzieje? – już nie łamiącym się głosem, ale zdenerwowanym z pewnością, zapytała.
Zapomnieli o katiuszy na tarasie, która udowadniała co dłuższą chwilę, że była warta swojej ceny, ochoczo wyrzucając w górę nieodzowne dekoracje sylwestrowe nieba.
-Zaraz sprawdzę. Opuść rolety we wszystkich oknach! Zobaczę przed domem co jest. – wyrzucał słowa niczym rzymskie ognie, tylko dużo szybciej.
Zamknął drzwi za dziewczyną, która udała się przez salon i po schodach na pięterko, by w każdym z pokoi oraz łazience zasunąć rolety. Ich taras był jakby przedłużeniem salonu. Od północnej strony domu. Do domu, którego wejście było po stronie południowej, z której było słychać wybuchy. W przedpokoju, w drodze do drzwi wejściowych, włączył światło. Żarówka nie zareagowała. Podszedł do włącznika w kuchni, znajdującej się obok. Ten również nie rozjaśnił pomieszczenia.
-Nie ma prądu! – usłyszał z głębi domu.
-Właśnie zauważyłem. Musieli wyłączyć. O podwyżce o dziewięć złotych słyszałem wczoraj, to znaczy przedwczoraj, ale wyłączenia prądu pamiętam z czasów jak byłem jeszcze dzieckiem. – próbował sam sobie dodać otuchy, okłamywać sam siebie i ją zarazem.
-Co? – dobiegło z dali.
-Musieli wyłączyć! – krzyknął tak, by usłyszała go w drugiej części domu.
W głowie mu szumiało, jednak coraz bardziej niepokojąca sytuacja sprawiała, że był opanowany. A przynajmniej starał się takim być. Przekręcił zamki i otworzył drzwi na zewnątrz. Dwa jakby ogniska, ale wielkości domów. Oba falujące jęzorami ognia, które rozświetlały dym unoszący się nad nimi. Płonęły domy. Gdzieś daleko. Ogniska wydawały się jednakowej wielkości, ale było to złudzenie. To dalsze było większe.
Odruchowo, nieświadomie nawet, zamknął oczy, gdy zobaczył jak ulicę kilkadziesiąt metrów przed nim rozświetlił nagły błysk światła i wypełnił huk wybuchu setek największych petard jednocześnie. Równie odruchowo i równie nieświadomie zrobił krok w tył, gdy nagle powietrze dmuchnęło mu w twarz.
-Miiiś! – usłyszał, mimo dzwonienia w uszach.
Gdy zamykał drzwi wejściowe, poczuł jak ukochana przytula się do niego tak mocno jak jeszcze nigdy się nie przytulała. Przytulił ją równie mocno.
-Miś! Mój miś. – powtórzyła.
Tak jak on radził sobie z wypitymi procentami dość dobrze, tak ona zaczęła poddawać się ich sile.
Jedynymi źródłami światła w ich domu były zasilane bateriami ledowe lampki reagujące w zmroku na ruch. Umieszczone na ścianach po obu stronach schodów na piętro i analogicznie przy schodach do piwnicy.
-Opuściłam rolety. – powiedziała jakimś zimnym tonem, którego nie słyszał z jej ust nigdy dotąd.
-Dobrze. Trzeba w kuchni jeszcze. Idź do piwnicy.
Puścił dziewczynę, by przejść do pomieszczenia obok i zapewnić choć pozory odgrodzenia się od świata zewnętrznego. Poszła za nim i znów objęła go.
-Czemu do piwnicy? Boję się.
Nie odpowiedział. Opuścił rolety, chwycił swoją towarzyszkę życia za rękę i wąskimi schodami, oświetlonymi ledowym światłem, skierowali się do piwnicy.
-Poczekaj tu. – powiedział, zostawiając wybrankę w ciasnej części piwnicy.
Wrócił na górę, do ich pokoju, ze stolika komputerowego sięgnął telefon satelitarny i wrócił do miejsca, w którym znajdował się piec ogrzewający ich cały dom oraz osoba ogrzewająca jego całe życie.
-Masz swoje cudeńko. – przywitała go, na chwilę zapominając o wszystkim i obdarzając go szczerym uśmiechem tak na ustach jak i w oczach, którym gwiazdy chyba oddały cały blask.
-Dziękuję, skarbie. Dziękuję jeszcze raz.
Cudeńko od cudeńka. Iridium Extreme 9575 Satellite Phone od ukochanej pod choinkę. Telefon satelitarny o którym marzył od dawna. I którego zalety opisywał jej od dawna. Jego przyjaciel miał taki właśnie od dłuższego czasu. Jego dwóch kumpli z poprzedniego miejsca zamieszkania też taki miało. A on nie miał. Wiedział, że jest to spory wydatek, a zarabiane pieniądze wolał przeznaczać na utrzymanie siebie i ukochanej. Ta znalazła jednak rozwiązanie problemu, wykorzystując fundusze, które chomikowała na czarną godzinę. Która właśnie nastała.
-To ja dziękuję, misiu. Za wszystko. Wiesz, miś?
-Wiem.
Wybrał z listy w telefonie pierwszy z góry numer. Sygnał dzwonienia… Drugi… Trzeci… Dźwięk odebranego połączenia i znajomy ciepły kobiecy głos w słuchawce. Wszystko w porządku u was? Głos potwierdzający, że wszystko jest dobrze i pytający, co się dzieje. Co odpowiedzieć, żeby nie denerwować niepotrzebnie, ale jednocześnie w jakiś sposób ostrzec?
Jego rodzice mieszkali cały czas w domu, który rok temu rzucił, by dom swój założyć. By uwić swoje gniazdo w domku jednorodzinnym ze swoją dziewczyną, a od czerwca już narzeczoną.
-Są wybuchy petard za oknem? – spytał lekko podstępnie.
-Czasem jakieś stłumione w dali. – jego matka odpowiedziała.
-Ale nie ma głośnych takich?
Chwila milczenia w słuchawce.
-Masz wypite. Ale jest sylwester, więc czuj się usprawiedliwiony. – powiedziała z uśmiechem w głosie.
-Pytam poważnie.
Kilka dni temu, gdzieś na wschodzie, gdzieś na szczytach władzy padły mocne słowa. Te spotkały się z natychmiastową, choć bardziej stonowaną odpowiedzią, Na to ponownie odezwały się głosy ze wschodu. Gdyby na szybko znaleźć porównanie do jakiejś sytuacji, można by to opisać sporem dwóch uczniów w podstawówce pod koniec roku szkolnego. O to, kto w którejś z poprzednich klas zaczął rozrabiać, przez co wszyscy mieli obniżoną ocenę ze zachowania. Zwykła kłótnia klasowa. I jako taka, z czasem była by zapomniana. Polityka międzynarodowa nie jest jednak klasą szkoły podstawowej. Jest czymś o wiele bardziej złożonym. O ile w szkolnej zwadzie nastolatków skończyło by się na szturchańcach czy kopniakach, tak w mającej własną definicję, Realpolitik, argumenty siły były znacznie poważniejsze. I jako takie, musiały być i były brane pod uwagę podczas ważenia słów.
A co, jeśli jeden z uczniów od początku zaplanował przypomnienie przeszłości, by na tym rozpocząć budowanie przyszłości? Ktoś kiedyś napisał o kontrolowaniu przyszłości kontrolowaną przeszłością.
-Nie ma głośnych. W ogóle jakoś słabo w tym roku. Przynajmniej tutaj. Cud, że nie zabronili w ogóle. – matka odpowiedziała.
-Ale telefonia komórkowa działa normalnie, bo rozmawiamy. – kolejny raz spróbował wybadać sytuację, której nie rozumiał.
-Czy to, co piliście miało kolor fioletowy?
Uśmiechnął się do słuchawki, zapominając na chwilę o wszystkich problemach, podobnie jak jego ukochana przed chwilą.
-Bursztynowy. Za bardzo wziąłem sobie do siebie „Dezinformację” Ogdowskiego. Solidna lektura, chyba zbyt solidna.
Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że od dłuższego czasu nie słyszy więcej eksplozji. Zarówno tych głośnych, niczym z rakiet wystrzelonych przez prawdziwe katiusze, jak i tych zwykłych, pochodzących od petard i tych kartonowych katiuszy, które teraz wydały mu się tak błahe, jak stempletki z czasów dzieciństwa.
-Bawcie się dobrze. – ciepły i spokojny głos w słuchawce stał się kolejnym argumentem w konstatacji, przemawiającym za tym, że scenariusz, który uroił sobie w głowie, jedynie tam się rozgrywał.
-Będziemy. Szczęśliwego nowego roku. – powiedział normalniejszym już tonem.
-Wam też. Szczęśliwego nowego roku!
Schował telefon do kieszeni. Dziewczyna wpatrzona była w niego pytająco. Postarał się dać odpowiedź, choć cały czas szukał jej we własnej głowie. A co, jeśli to nie domy się paliły, tylko ktoś na ulicach rozpalił ogniska? Ale takie duże? A te eksplozje?
W chwili tego ostatniego wybuchu na ulicy, kilkadziesiąt metrów dalej, mogły być jakieś MacGyvery, które połączyły kilka czy kilkanaście petard w jedną i zdetonowały. Nagły błysk ich wybuchu sprawił, że zamknął oczy i cofnął się, gdy poczuł na twarzy podmuch. Nie zwracał wtedy uwagi na ulicę, zapatrzony w łuny ognia w dali. A później nie patrzał już w tamtym kierunku, tylko wrócił do pomieszczenia. Zapowiadali wiatr na dziś. Co prawda nie mocny, ale zapowiadali. To mógł być zwykły podmuch wiatru.
-Miś, słyszysz mnie? – głos ukochanej przebił się do jego świadomości.
-Słyszę, skarbie.
-Wiesz już co się dzieje?
-Wszystko dobrze. Niepotrzebnie się przestraszyliśmy. Łączą petardy w całość, żeby był większy huk. Przez to odgłos wybuchu jest głośniejszy.
-A prąd?
-Poczekaj chwilę.
Wyszedł z pomieszczenia w piwnicy i już chciał iść schodami na górę, gdy z daleka zobaczył oświetloną kuchnię.
-Działa! – dosłownie krzyknął.
Znów poczuł przy sobie ukochaną, która znów objęła go.
-Musieli na chwilę wyłączyć. Wracamy do salonu. – dodał.
Wrócili do największego z pokoi. Czuli ulgę, że wszystko jest po staremu. Że wszyscy są bezpieczni. Już mieli usiąść przy stole, by kolejny raz zapełnić kieliszki, gdy dziewczyna zatrzymała się, sprawiając, że on też się zatrzymał.
-Kochanie. – zaczęła.
-Słucham cię. – odpowiedział, momentalnie przypominając sobie to, o czym zapomnieli przez całe to zamieszanie.
Pragnienie prezentu, który otrzymał na gwiazdkę on, leżącego pod ślicznie przystrojoną choinką w dniu Wigilii, dyktowane było chęcią posiadania przez niego telefonu satelitarnego w tym właśnie modelu tej właśnie marki. Pragnienie prezentu, który otrzymała na gwiazdkę ona, choć tak wyszło, że kilka dni wcześniej, dyktowane było odczuwaniem przez nią instynktu, który coraz silniej dawał o sobie znać. A wraz z każdą minutą, godziną, dniem, miesiącem czy rokiem już ponad, spędzonym u jego boku, utwierdzała się tylko w przekonaniu, że to on właśnie będzie tym, który zobaczy to, co miała zamiar pokazać mu za chwilę. Tak ustalili. Taki łączony prezent gwiazdkowo sylwestrowy. Zamknięty w biało niebieskim ustrojstwie wielkości mazaka. A konkretnie na ekranie jego LCD.
Wyjęła z tylnej kieszeni spodni urządzenie i podała je swojemu ukochanemu. Ten spojrzał na ekran. Czarne kółko w środku którego wyrzeźbiony jakby był wielki plus. Poniżej cyfry 1 i 2, oddzielone kreską.
-Nasze cudeńko! – powiedział, czując w sercu, w duszy i w ciele szczęście, po prostu szczęście.
-Nasze, kochanie. – dodała i nic więcej nie musiała już dodawać.
Ich usta znów złączyły się, by stać się jednością. Ich ciała w uścisku znów złączyły się, by o tej jedności zaświadczyć. Przed północą wypiła szklankę, w której dominowała Coca-Cola. Jako, że „piła” jedynie przy wyjątkowych okazjach, a i wtedy śladowe ilości, ciecz dzieląca z colą śladowe miejsce w szkle podziałała na nią dość mocno. Wystarczająco silnie, by wprowadzić ją w błogi nastrój. I zarazem wystarczająco wyraziście, by zapaść w jej pamięci na przyszłe trzy czwarte roku. Gdy tego typu cieczy będzie unikać jak ognia.
Gdy poszli do ich pokoju, usiadł przy stoliku komputerowym i wpatrzony w 17 calowy ekran sprawdził serwisy informacyjne. „IMGW ostrzega przed sztormem na Bałtyku” skupiło jego uwagę. Gdyż to właśnie wydało mu się najbardziej interesującym newsem wiszącym na jednym z portali. Pogodą i klimatem interesował się od jakiegoś czasu dość mocno. Dlatego ten właśnie nagłówek przykuł jego uwagę. Nie, nie mieszkał nad Bałtykiem. Jego gniazdo umiejscowione było w zachodniej części kraju. Bez znaczenia. Ważne było, że nagłówki pisały o wszystkim i niczym zarazem, w świetle scenariusza, który uroił sobie w głowie zaledwie parę chwil temu. Boże, dziękuję, że jest dobrze.
-Miś, co robisz? – spytała.
Odwrócił się w jej stronę. Miała już na sobie piżamę. Kiedy zdążyła się przebrać? Nie miał pojęcia. Skupiony na treściach wyświetlanych z ekranu będącego częścią czegoś, co trudno to było nazywać laptopem, zwanego ASUS ROG Mothership, zapomniał o całym otaczającym go świecie.
Postanowił powiedzieć prawdę, która gryzła go od północy już.
-Nie podobają mi się aktualne relacje na linii Moskwa Warszawa. Sam boję się tego wszystkiego. Jak za pierwszym razem usłyszałem ten głośny wybuch, to przestraszyłem się, że rozpoczął się konflikt zbrojny. Że dotarł jakoś aż do nas. Ale nie miałem pewności. Nie chciałem jej mieć, jednocześnie nasłuchując, by upewnić się. Ale upewnić w czym?
-Miś. – przerwała mu, ten jednak kontynuował.
-Odrzucałem od siebie złe myśli. Ale później drugi wybuch. I brak prądu. I trzeci wybuch. Może nie dawałem tego po sobie poznać, ale bałem się tak samo jak ty. W amoku jakimś, procentami pewnie napędzanym, skupiłem się na ochronie nas. Później dopiero swoje myśli ukierunkowałem w stronę rodziców. Rozmowa z mamą uspokoiła mnie. A przynajmniej dała asumpt do ponownego przeanalizowania sytuacji.
-Asumpt?
-Powód, bodziec. No asumpt taki.
Zmierzwiła jego krótko przystrzyżone włosy.
-Mój pisarz kochany. Bałam się. Ale już się nie boję. Dziękuję, że dbasz o mnie. – dodała, całując go w policzek.
Nie odpowiedział. Wyłączył przeglądarkę. Wyłączyć chciał się też z całego otaczającego go świata i skupić na swojej ukochanej. Przebrał się w piżamę i dołączył do narzeczonej, która leżała już w łóżku.
-Wyłączyliśmy światło w kuchni? – spytał.
-Wyłączyliśmy. To znaczy ja.
-A w przedpokoju?
-Też.
Włączony ekran ASUSa oświetlał ich, gdy znów stawali się jednością, świętując sylwester blasków nie tyle na zachmurzonym niebie, co w sercach swoich, duszach swoich i swoich ciałach.
Sylwester blasków
Regen, Zachodnia Polska, 31.12.2019 23:59